Niemal w każdym moim artykule wspominam o tym, jak istotne dla naszego prawidłowego rozwoju i dobrostanu psychicznego jest dobre, zdrowe dzieciństwo. Dziś w związku z tym, że planuję kolejne artykuły, w których przedstawię te zależności, zacznę od tematu kluczowego, czyli dostrajania się. Swoje wnioski oprę na wypowiedzIach psychiatry i pioniera terapii rodzinnej – Robina Skynnera.

BYĆ W CIELE NIEMOWLĘCIA

Dostrajanie się psychiczne matki i dziecka wydaje się sprawą prostą, naturalną i w związku z tym niepotrzebującą żadnych komentarzy. I tak rzeczywiście jest, pod warunkiem, że matka sama miała dobre doświadczenia we własnym niemowlęctwie. Jeśli tak, to będzie działać odruchowo, a komunikacja z własnym dzieckiem będzie obustronnie satysfakcjonująca. Matka instynktownie wyczuje potrzeby dziecka i właściwie je zaspokoi.
Jeśli nie, to próby kontaktu z dzieckiem będą jej podświadomie przypominać własn, dawne uczucia, które mogą ją ranić. Dlatego istnieje duże prawdopodobieństwo, że będzie unikała pewnych działań i zachowań, które mogłyby być dla niej zbyt trudne i obciążające. Oczywiście dziecko wyczuje, że kontakt z matką nie jest pełny i wystarczający, dlatego będzie na swoje sposoby reagować na to, aby uzyskać pełne poczucie bezpieczeństwa i bliskości. w tym względzie bardzo wymowny jest filmik, który wczoraj przypomniałam: (https://www.youtube.com/watch?v=apzXGEbZht0)

GDY MATKA ZNIKA

Najtrudniejszą sytuacją dla dziecka jest nieobecność matki lub brak zainteresowania z jej strony. Jak pisze Skynner, „dla dziecka może to być tak bolesne, że odetnie się i w ogóle zrezygnuje z prób nawiązania kontaktu, co oczywiście pogorszy sytuację, bo matka (która w ogóle pragnie kontaktu z dzieckiem) poczuje się odrzucona i z tego względu będzie jej jeszcze trudniej otworzyć się, zachować spontanicznie i ułożyć wszystko, jak należy.”
Jak więc niemowlę radzi sobie w tej sytuacji? Ano heroicznie – podejmuje próbę ponad własne siły przystosowania się do matki, mimo iż powinno być odwrotnie. „Musi nagle dostosować się do dorosłych postaw matki, zamiast rozwijać się w odpowiednim dla siebie bardzo powolnym tempie.” To oczywiście niemożliwe, dlatego z bezsilności najprawdopodobniej zareaguje wspomnianym wcześniej odcięciem, czyli próbą ignorowania świata i wygaszeniem własnych emocji. „Będzie się zachowywać tak, jak gdyby znacznej części świata ( w tym ludzi) w ogóle nie było.” Niektórzy naukowcy twierdzą, że najbardziej skrajnym przykładem „rozstrojonych dzieci” są dzieci autystyczne. Ale uwaga, co do tej tezy nie ma pełnej zgody, bo wielu naukowców uważa, że główną przyczyną autyzmu jest dziedziczenie genetyczne.
Niewątpliwie nasze (także w życiu dorosłym) zamknięcie na emocje i bliskość mogą mieć swe źródło we wczesnym dzieciństwie, bo właśnie wtedy mogliśmy stworzyć sobie taką strategię przetrwania, która poprzez odcięcie się chroniła nas przed rozpaczą i przerażeniem.

CZY TO WSZYSTKO TAKIE PROSTE?

Sprawa nie jest taka prosta i oczywista, jak ją powyżej przedstawiłam. Nie zawsze bowiem źródłem zaburzonych kontaktów między matką i dzieckiem jest zachowanie matki. Tak jest w przeważającej części i do takiego wniosku przychylają się zazwyczaj naukowcy, ale doświadczenia kliniczne mówią też o innej możliwości. Chodzi o taką sytuację, gdy dziecko rodzi się już z zaburzeniami psychicznymi i jest rozstrojone od pierwszych dni swojego życia. Dlatego niekiedy bardzo trudno jest odgadnąć pierwotną przyczynę, która powoduje zakłócenia w relacji matki i dziecka.
Niezależnie od tego, u kogo najpierw pojawił się problem, niestety wzajemne wpływy w tej relacji mogą przyczynić się do powstania błędnego koła. Bo gdy dziecko będzie się rozwijać nieprawidłowo, niewątpliwie wpłynie to negatywnie na matkę, u której może pojawić się zniechęcenie i przygnębienie, a to z kolei wpłynie na gorsze wyczuwanie dziecka, czyli na kontakt o mniejszej wrażliwości, i tak dalej…
I tak oto mamy kolejny dowód na to, że my ludzie jesteśmy niekiedy bardzo skomplikowani w tej swojej pozornej prostocie i że czasem wydawałoby się, że nieistotne w naszym odczuciu fragmenty życia, wręcz pradawne, niemal zapomniane, mogą wpływać na to, jak czujemy się i zachowujemy obecnie, nawet kilka dziesięcioleci później.
Wiem, że trudno się cieszyć z takiej wiedzy i że nie jest ona krzepiąca. Ale piszę o tym po to, żeby, z jednej strony, nie popełniać błędów z niewiedzy, a z drugiej strony, żeby mieć świadomość, że nawet jak sami zostaliśmy skrzywdzeni to po to jest m.in. psychologia i jej zdobycze, żeby sobie pomóc. BO NIGDY NIE JEST ZA PÓŹNO. Wiem to na przykładzie codziennego doświadczenia. 

Ilustracja: Norman Rockwell