Dlaczego boimy się zmiany? Bo strach skutecznie straszy można by skwitować. Tak jak ten wielki nierealistyczny królik z obrazka. 🙂 Każdy z nas pewnie wie, że przytłaczająca większość sytuacji, które sobie wyobrażamy i których się boimy nigdy się nie wydarza. Jednak i tak nie przestajemy samych siebie straszyć.

Strach jest negatywnym odczuciem, bo powoduje, że wycofujemy się z działania, rezygnujemy z marzeń i odważnych planów, nie podejmujemy wysiłku i zamykamy się na to, co nowe i nam nieznane. Nie rozwijamy się, nie doświadczamy, izolujemy się, potem słabniemy, tracimy wiarę w siebie i radość życia. Mogłabym powiedzieć, że strach to nasz prywatny paralizator, którym sami siebie razimy, czyli zadajemy sobie ból.

Argumenty, gdzie są argumenty?

Jest wiele argumentów przeciwko zmianom życiowym podszytych strachem. W przypadku pomocy terapeutycznej czy coachingowej w zmianie doliczyłam się 7 najczęściej używanych wymówek- strachów. Oto one:

Bo nie wiem, jak to będzie

Fakt, każda zmiana wiąże się z pewną niewiadomą, bo dotyczy przyszłości i życia. Pamiętajmy jednak, że nie zmieniając nic w życiu i tak nie mamy gwarancji niezmienności. Wręcz przeciwnie, możemy być pewni, że ułoży się ono inaczej niż nam się wydawało. Tyle tylko, że wtedy nie będziemy mieć na to żadnego wpływu. Nie łudźmy się zatem, że na życie możemy się przygotować i przed niewiadomym zabezpieczyć. Gdyby się tak dało, to nie byłoby firm ubezpieczeniowych, Totolotka, wróżek, wypadków i wszelkich nieszczęść, ale też jakichkolwiek niespodzianek. Za to panowałaby pewnie okropna nuda. 🙂 Takie jest po prostu życie. 🙂

Bo jak ruszę to, co bolesne, to życie mi się rozsypie

To nie tak, że zmiana to nieopanowany chaos, który wciąga nas w żywiołowy wir i magluje nas do woli, a potem wypluwa. Zmianę można planować i można dokonywać jej w wolnym tempie. Wszystko zależy od ochoty i siły osoby decydującej się na zmianę. Pewnie wiecie, że jest nawet dziedzina wiedzy pod szumną nazwą „zarządzanie zmianą i ryzykiem” – (nie chwaląc się, zdarzyło mi się także i tę wiedzę posiąść ;)) Osoby z dużą potrzebą kontroli mogą w związku z tym nawet swoją zmianę narysować lub rozpisać, a potem realizować według własnego grafiku, uaktualniając go jedynie od czasu do czasu.

Bo boję się cierpienia, wstydzę się łez

Najmądrzejszy przykład, jaki przychodzi mi w tej chwili do głowy, to porównanie cierpienia psychicznego do rany. Żeby rana się zagoiła i zdrowo zabliźniła, trzeba ją umiejętnie zdezynfekować, a potem opatrzyć. Po jakimś czasie każda rana – nawet najgłębsza i ta na pierwszy rzut oka mało rokująca – zasklepi się i przestanie boleć. Tak samo jest z bólem psychicznym – żeby odczuć ulgę i uwolnić się od własnych demonów, trzeba się im przyjrzeć, a potem bez żalu odprawić.
Bez dezynfekcji, czyli chwilowego pieczenia, nie wyczyścimy rany. Mało tego, ona się jedynie nieładnie rozbabrze i spowoduje jeszcze większe uszkodzenia i większe cierpienie.
Z doświadczenia też wiem, że dotykanie bolesnych tematów i mądra praca z nimi przynosi ogromną ulgę. I to nie na pięć minut, ale zazwyczaj na całe życie!

Bo jakoś sobie jeszcze daję radę, więc lepiej nic nie zmieniać

Kluczowe słowo w tym przypadku to „jakoś”. Można przeżyć całe życie „jakoś”, czyli nijak. Takie podejście oznacza, że albo odpuściliśmy już nasze życie i nam na nim nie zależy, albo myślimy, że jest jeszcze czas, żeby je zmienić, ale zajmiemy się tym kiedyś, nie teraz. Dobrze wiemy, że takie odkładanie spraw na później zawsze się kończy tak samo, czyli niczym. Jesteśmy mistrzami w samookłamywaniu się i snuciu bezpodstawnych nadziei na wieczne życie. Jeśli teraz nie zadbamy o jakość naszego życia, to będzie ono takie byle jakie i nielubiane przez nas już do końca, niestety…

Bo jeszcze wyjdzie na gorsze

To typowy strach osób, które wolą tkwić w znanym nieszczęściu i smutku niż podjąć jakiekolwiek działanie zmieniające ten stan. Niby jest źle albo bardzo źle, ale strach jest tak ogromny, zmęczenie nieudanym życiem lub niezaleczonymi traumami tak duże, że nie chce się nic zmieniać. Dlatego obawa, że mogłoby być ciężej powoduje silny opór przed nawet próbą zmiany.
Ale tak jak już wcześniej wspominałam, strach ma wielkie oczy i jest zazwyczaj bezpodstawny, natomiast tkwienie w marazmie jedynie pogłębia złą sytuację. W tym wypadku każda zmiana będzie lepszym rozwiązaniem niż akceptowanie jedynie ze strachu niedobrego życia.

Bo nie mam pieniędzy na takie fanaberie

Jeśli mamy pieniądze na papieroski, maseczki, ciasteczka czy kolejną kieckę itd., to znaczy, że pieniądze nie stanowią problemu. Problemem być może jest tak naprawdę niechęć do wydawania ich na coś niematerialnego, bo terapii nie da się zapakować do pudełka ani wybrać spośród różnych produktów w galerii handlowej. Ta niematerialność może powodować strach, że wydaje się pieniądze na nic.
Natomiast tego typu opory w przypadku osób niechętnie kupujących sobie cokolwiek mogą z kolei wynikać stąd, że możemy żałować pieniędzy na siebie, bo np. wszystkie wydajemy na rodzinę, a zwłaszcza ukochane dzieci. Pamiętajmy jednak, że inwestycja w zmianę dającą nam szczęście jest nie do przecenienia, nie tylko ze względu na nas samych, ale także ze względu na nasze otoczenie. Bo tylko prawdziwie szczęśliwy człowiek potrafi dawać szczęście innym.

Bo to nie jest najlepszy czas

Rozumiem, że lepszy czas byłby wtedy, gdyby z bezsilności nie tylko obgryzać paznokcie, ale także wyć w kącie. Przypuszczam, że nie brzmi to miło, ale argument dotyczący lepszego lub gorszego czasu mydli nam tylko oczy. Życie cały czas się toczy i nie robi sobie przerwy. W życiu codziennie coś się dzieje, a my nie mamy gwarancji, że to, co dziś uważamy za nieodpowiedni czas spowodowany np. nawałem pracy, opieką nad małymi dziećmi, gorszym samopoczuciem, mroźną pogodą, czy co tam nam nie przyjdzie do głowy, nie będzie tym najlepszym. Problemy przez fakt ich odkładania na lepsze czasy, nie znikają, ale powiększają się. Dlatego nie ma na co czekać – warto je już dziś rozwiązywać.

Bo moje życie i tak nie ma sensu

Takie stwierdzenie świadczy o tym, że zmiana i wsparcie w niej jest konieczne. Życie choć często niełatwe, ma sens. Dlatego bardzo ważne jest, żeby pozwolić sobie na pomoc w odnalezieniu tego sensu oraz siły do tego, żeby chciało się nie tylko żyć, ale żeby móc się nim cieszyć.
Jeśli ktoś podważa sens życia nie z powodu złego humoru i nie tylko chwilowo, ale tkwi w takim stanie od dłuższego czasu, to być może jest chory na depresję. Wtedy warto zgłosić się nie tylko do terapeuty, ale także do psychiatry, bo w cięższych przypadkach niekiedy konieczne jest leczenie farmakologiczne.
Jeśli sami mamy taki problem, pozwólmy sobie pomóc i skorzystajmy ze specjalistycznego wsparcia, zachęcam!  Jeśli znamy taką osobę, zaproponujmy jej pomoc i wskażmy adres specjalisty. To ważne.

Jeśli masz ochotę lub czujesz taką potrzebę, skontaktuj się ze mną. Zapraszam 🙂

Ilustracja: Michael Sowa