Założę się, że każdy miał lub nadal ma myśli typu: teraz to jeszcze nie czas na to, bo.. (i tu wymieniamy szereg argumentów – mniej lub bardziej naciąganych :)), ale jak w końcu przyjdzie ten moment, to… będzie wspaniale, to zrobię to świetnie, to się odważę i, można by uszczypliwie dodać,  zdarzą się cuda.  Rozwieję od razu te trujące mózg złudzenia: nie zdarzą się, bo zdarzają się cały czas, ale my, siedząc w poczekalni życia, niewiele widzimy.

ZROBIĘ TO PÓŹNIEJ

Życie przecieka nam przez palce, a my bierzemy je jak zakładnika, na przeczekanie i ciągle szykujemy się do tego idealnego momentu, kiedy wszystko będzie perfekcyjnie zorganizowane i całkowicie po naszej myśli, bez cienia niedoskonałości i wtedy zaczniemy „naprawdę” żyć. Obecnego, codziennego życia nie traktujemy serio. Jest ono mniej ważne niż to, które ma się dopiero wydarzyć. Dlatego żyjemy we wspomnianej poczekalni życia, w wielkiej ułudzie, która tylko chwilowo uśmierza lęk przed tym, co mamy do zrobienia lub chcemy zrobić, a czego się boimy lub co wydaje się trudne, nazbyt angażujące i nieprzynoszące szybko rezultatów.
Przypomnijmy sobie, ile razy obiecywaliśmy sobie, że w weekend znajdziemy wreszcie czas na odpoczynek, pójście do lasu na spacer czy choćby wypad do kina lub do teatru. Że wreszcie zabierzemy się za czytanie książek, które dawno temu kupiliśmy z entuzjazmem, a teraz jedynie sieją złowieszczo wyrzuty sumienia. Że teraz to może nie mamy czasu na gotowanie i służące naszemu zdrowiu posiłki, ale od przyszłego miesiąca, to się na pewno zmieni. Że tak za pół roku, jak skończy się lato i kiedy będziemy w lepszej kondycji, to zapiszemy się na basen i będziemy regularnie trenować.  Że teraz jeszcze przeżyjemy i pchniemy ten projekt/ sezon, ale jak się skończy, to poszukamy pracy, w której nie będziemy czuć poniżenia i wypalenia. Że przyjdzie jeszcze dobra okazja, żeby pogodzić się z ważnym dla nas człowiekiem, ale na razie nie jesteśmy na to gotowi. Że na pewno znajdziemy czas kiedyś na… Czy ktoś coś wie na ten temat? Czy komuś z czymś się to kojarzy? 🙂

ŻYCIE NA BRUDNO – ŻYCIE NA CZYSTO

Kiedyś w szkole były zeszyty „na brudno” tzw. brudnopisy i „na czysto”, czyli czystopisy. W tych pierwszych pisało się byle jak, od niechcenia, robiąc chaotyczne notatki na gorąco, bez większego zastanowienia, z różnych przedmiotów, najczęściej bazgrząc przy tym jak kura pazurem. Dopiero w domu przepisywało się je porządnie, z uwagą i we właściwy, logiczny sposób, tworząc piękne, niemal wzorcowe czystopisy. Te pierwsze były prywatnymi notatnikami, których nie pokazywało się nikomu, nawet mamie. 🙂 No może kilka najbliższych osób mogło czasem zobaczyć nasze kulfony i wprawki rysunkowe, czasem niecenzuralne. 🙂 Dla nas miały może jakąkolwiek, minimalną wartość, ale generalnie były mało ważne. Za to czystopis to był zeszyt pokazowy, który mógł być oficjalnie oglądany i można się nim było chwalić, bo był taki, jaki miał być – niemal „idealny”.

Ten przydługi wstęp można świetnie zestawić z naszym podejściem do życia. Dzielimy je na to codzienne, mało ważne i na to lepsze, które dopiero nadejdzie. Życie na brudno jest samooszukiwaniem się. To życie w nieprzyjemnym i niedookreślonym przeciągu między tym, co jest a tym, co ma być. To wielka strata energii i czasu, bo nie cieszymy się wydarzeniami dnia codziennego, ani nie przykładamy ręki do realizacji marzeń, które mogłyby się spełnić, gdybyśmy zrobili cokolwiek w tym kierunku. Takie podejście to przekreślanie własnego życia, unieważnianie i dewaluowanie. To drwiny z nas samych, jakie urządzamy sobie pod własne dyktando i na własne życzenia.
I można tak żyć przeżywszy całe życie, nigdy nie doświadczając tego, czym jest życie na czysto, czyli idealne, porządne i na 100%. Ale czy tak w ogóle można? Chyba nie w tym świecie… 🙂

POWRÓT DO PEŁNEGO ŻYCIA

Gdy widzę, jak długa może być lista spraw, które chcielibyśmy załatwić lub których chcielibyśmy doświadczyć, a odkładamy je na jakieś niesprecyzowane „później – potem”, to mam ochotę od razu wcisnąć guzik STOP lub hamulec, żeby nie pozwolić, żeby to bardzo szkodliwe „coś”, dalej się toczyło. Myślę, że warto zatrzymać się dużo wcześniej niż krok od własnej trumny, żeby wreszcie zrozumieć, że ŻYCIE CAŁY CZAS TRWA I JEST TAKIE, JAKIE POWINNO BYĆ W DANEJ CHWILI – nawet, jeśli nie jest ono takie, o jakim marzymy, nawet, gdy daje w mocno kość. Ale, żeby się nie wymądrzać, proponuję konkret.
Aby rozpocząć zmianę i zacząć żyć w pełni swoim życiem, warto na początek zrobić dwa zasadnicze kroki:

  1. WGLĄD W SIEBIE

Bądźmy uczciwi – wiele czynników zapracowało na to, jakie to życie jest. W większości przypadków jesteśmy za nie odpowiedzialni. A nawet jeśli nie bardzo maczaliśmy palce w tym, co nas spotkało (np. niepowodzenie), to najmądrzejsze i najlepsze, co możemy dla siebie zrobić, to zaakceptować to, że jest jak jest. Akceptacja obecnego stanu rzeczy nie oznacza bierności ani pochwały, lecz jest jedynie przyjęciem do wiadomości informacji o tym, jak sprawy się mają. Taka postawa jest bardzo sensowna, zwłaszcza w sytuacji, kiedy nie bardzo możemy ją zmienić. Najistotniejsze w związku z tym jest nasze podejście do sprawy – względny spokój. Rozpacz nas tylko osłabi, a na pewno niczego nie zmieni, a spokój i trzeźwy ogląd sytuacji może wpłynąć na to, że wyciągniemy sensowne wnioski, które pomogą nam zmienić naszą sytuację lub poprawić samopoczucie. 🙂

  1. WGLĄD W NASZ ŚWIAT

Rozejrzyjmy się dookoła siebie, z pokorą, bez emocji i przyznajmy, że nie jest źle. Zwróćmy uwagę na to, co mamy, bo litania krzywd nic nam nie da. Popatrzmy na nasze zdrowie, bliskie nam osoby, na to, czy mamy dach nad głową i bieżącą wodę w kranie? Pomyślmy, czy mamy co jeść i w co się ubrać, czy zagraża nam wojna? Czy mamy pracę i pieniądze na choćby prostą rozrywkę? Czy potrafimy się bez trudu poruszać i mamy szansę wejść po schodach do domu lub przejechać się na rowerze? Czy mamy choćby jedną koleżankę lub kolegę? A może miłego futrzaka do pieszczenia? 🙂 Uprzedzając oburzenie, że żartuję sobie lub że jestem niestosownie sentymentalna, od razu zaprzeczę. Wbrew pozorom takie, wydawałoby się, drobne i oczywiste sprawy nie są oczywiste i nie są drobne. Wiele milionów ludzi marzy o takich drobiazgach, a my o nich zapominamy, zatapiając się w smutku, oddając się z lubością wałkowaniu naszych krzywd. Doceńmy to, co mamy i ucieszmy się tym, bo przecież nic na tym świecie nie jest dane na zawsze, choćby zdrowie… Ucieszmy się też nami samymi – naszym potencjałem i wszelkimi możliwościami, umiejętnościami i wiedzą. Właśnie dzięki takim skarbom tak wiele możemy w naszym życiu, jeśli tylko zechcemy coś zmienić i zacząć działać i żyć tu i teraz, nie czekając na tą wyimaginowaną idylliczną przyszłość.
I jeśli mogę coś doradzić: z życia czerpmy tyle, ile nam faktycznie potrzeba, żeby było nam lekko na duszy i żebyśmy czuli wewnętrzny spokój, a nie presję.

ZMIANA PERSPEKTYWY WIDZENIA

Nie ma rady – jesteśmy śmiertelnikami – czy nam się podoba czy nie. 🙂 Na dodatek nikt z nas nie wie, jak długo będziemy się udzielać na tym ziemskim padole. 🙂 Nie wiemy też, czy będziemy w dobrej kondycji na starość (zwłaszcza, gdy już teraz o nią nie zadbamy), aby zacząć realizować listy nigdy wcześniej nieinicjowanych przez nas planów. Dlatego omawiana w tym tekście prokrastynacja, (czyli nawyk ciągłego odkładania spraw na później) jest tak bardzo zdradliwym towarzyszem. Mami, że wszystko zdążymy jeszcze załatwić – zwłaszcza, gdy się do tego świetnie przygotujemy – a tak naprawdę cały czas w duchu pęka ze śmiechu, że jesteśmy tacy naiwni i dajemy się nabrać na te bajki.
Zatem zapomnijmy o tym, że są chwile idealne, bo przegapimy życie! Przecież to my ustalamy normy, jakimi się kierujemy w życiu przez nas meblowanym. Zlitujmy się nad sobą i odpuśćmy wreszcie to wyczekiwanie. I choćby z czystej ciekawości sprawdźmy, jak to jest zacząć robić rzeczy ważne dla siebie, od dziś. 🙂 Niech za motto posłuży nam starożytne zawołanie:  sapere aude! – odważ się być mądry!  Już dziś, tu i teraz – zacznij żyć!

*****

ĆWICZENIE PRAKTYCZNE:

A na zakończenie polecam zrobić sobie krótkie, ale bardzo pouczające ćwiczenie:

Wyobraź sobie, że piszesz nekrolog dla samego siebie. Co możesz dzisiaj na nim napisać? A co chcesz, żeby było napisane? Jaki wniosek? 🙂

Ilustracja: Deborach de Witt