Okazuje się, że dzisiaj nie lada sztuką jest zjeść ot tak, po prostu pączka i świętować Tłusty Czwartek. W naszych pogmatwanych ponad miarę umysłach, nawykłych do codziennego kombinowania, temat pączka wcale nie jest taki błahy, jak mogłoby się wydawać. Zwłaszcza dla kobiet może być na tyle poruszający, że noc tuż przed Tłustym Czwartkiem okaże się biała z powodu nadmiaru dylematów, w tym kwestii egzystencjalnych w rodzaju:  ZJEŚĆ CZY NIE ZJEŚĆ? – OTO JEST PYTANIE… 🙂


Ale po kolei, spokojnie. Uporządkujmy te gorączkowe myśli.

PROBLEM NR 1: CO TO JEST PĄCZEK?

Jak to, co to jest pączek? – oburzy się nasza babka czy dziadek – wiadomo, ciasto drożdżowe z marmoladą różaną i z lukrem. Ale to wcale nie takie oczywiste, bo przecież po pierwsze, zależy czy to pączek czy doughnut (vel donut), a po drugie, nie wiadomo, jaki układ pokarmowy bierzemy tu pod uwagę: wegeteriański, wegański, bezglutenowy, diabetyczny, uczulony na orzechy, a może na tłuszcze? Jak widać, sprawa nie jest łatwa. Pewnie dlatego wśród propozycji przepisów na pączki znajdziemy te robione z mąki kukurydzianej, ziemniaczanej, owsianej, jaglanej, ryżowej, a nawet z bananów! Nie wspominam już o nowatorskich marmoladach w postaci: purée dyniowego, batatowego czy z tofu… Smacznego? 🙂

PROBLEM NR 2: JAK ZJEŚĆ, ŻEBY NIE ZJEŚĆ?

To wcale nie jest dziwne pytanie. 🙂 Niby chcemy, ale czy powinniśmy? Dlatego dzień, który nas czeka może być stresujący. No bo jeśli nawet sami nie kupimy dla sobie pączka, to mogą nas poczęstować – nie dość że w pracy, to jeszcze w domu! A to już problem, nie tylko ze względu na asertywność, ale poważny dylemat towarzyski. No bo jak zjemy jednego, to mogą nas chcieć poczęstować drugim. Jak będziemy jeść zbyt wolno, to pomyślą, że nam nie smakuje, a przecież ktoś stał te pół godziny w kolejce do cukierni. Jak odmówimy, to będą nas podejrzewać o nadwagę – i jeszcze coś wypatrzą! Mogą też pomyśleć, że nasze niejedzenie i ociąganie się oznacza, że odcinamy się od reszty towarzystwa, i to z wyższością. Ale może też być odwrotnie –  to my się zapędzimy w jedzeniu pączków i nie zauważymy, że zjedliśmy o dwa więcej niż inni! Co wtedy sobie o nas pomyślą – „nie panuje nad sobą”, „uzależniona/y”, „w ciągu pączkowym”!
Jak widać sprawa jest poważna – bo takie sobie niewinne, zwykłe, okrągłe ciastko może nam zszargać reputację lub nawet złamać karierę! Może więc należy szukać ratunku w L-4 lub postarać się o dzień wolny na żądanie, w ten sposób broniąc się przed czwartkową inwazją pączków? 🙂

PROBLEM NR 3: KIEDY JEŚĆ?

To też niełatwa sprawa. Tu konieczna jest specjalna taktyka. Bo jeśli już zdecydujemy się na jedzenie pączka, to warto przewidzieć: kiedy się one objawią, w jakiej ilości i jak to się będzie miało do trawienia. No bo tak – w pracy pewnie będą, więc co najmniej jeden pójdzie do brzucha. A jak nie będzie? To może samemu warto kupić, żeby było miło? Ale jak ktoś też kupi?  To może być ich za dużo, a wtedy pojawi się problem ze zjedzeniem wszystkich. A katastrofa już na pewno będzie, gdy ktoś z domowników lub przyjaciół też je kupi…
No i druga podstawowa kwestia: kiedy jeść? Przed obiadem czy po obiedzie? Bo jak przed obiadem, to można zjeść za dużo, a przecież paczki są kaloryczne, wiec niedobrze. A jak po obiedzie, bardzo źle, bo po południu gorzej będzie się trawić ciężkostrawne produkty, więc to dramat dla naszych biednych kiszek.  No i kolejna kluczowa sprawa: kiedy najlepiej trawi się tłuszcze i węglowodany, z których to ulepiony jest pączek – do południa, po południu czy wieczorem? 🙂

PROBLEM NR 4: JAK INTERPRETOWAĆ ZJEDZENIE PĄCZKA?

Zastrzegam, że to wcale niewyssane z palca dylematy, lecz prawdziwe historie  z życia wzięte. 🙂  Zacznijmy więc od początku. Jak tu podejść do tego pączka?  – czy jemy go ze względu na tradycję, z obowiązku, dla towarzystwa, z łakomstwa czy dla smaku? Czy gdy dziś połykaliśmy pospiesznie kolejne kęsy, to czy dlatego, że naprawdę lubimy te pączki czy tylko dlatego, że jemy je raz do roku? Czy zjadamy tak dużo, bo jesteśmy towarzyscy i  z dystansem do siebie czy też potwornie łakomi? Czy jesteśmy zwolennikami tradycji czy może szukamy wymówki, żeby najeść się bezkarnie słodyczy, których ze względu na zdrowie powinniśmy unikać? No i jakie będą konsekwencje tego pączkowego szaleństwa? Czy utyjemy o ł kilo w porywach do dwóch czy pączki nie zadziałają na masę? Czy tłuszcz, w którym pływały okrągłe bestie był świeży czy też refluksogenny?  A może wszystkie dylematy przebije jedno żałosne: olaboga, co ja zrobiłam – jak mogłam? 🙂

PROM NR 5: JAK ZLIKWIDOWAĆ PĄCZKA?

Większość kobiet, (a może i mężczyzn?) Tłusty Czwartek zakończy rozstrojem nerwowym. Wyrzuty sumienia pojawią się albo od razu, po pierwszym wciągnięciu nozdrzami cukru pudru i kęsie albo dopiero wieczorem, gdy żaden pączek nie będzie już zagrażał naszym nadwątlonym morale. Niechybnie noc post-pączkowa nie będzie łatwa.  Koszmary z pączkami – dusicielami lub pączkami-  pompkami powiększającymi nasze ciała niczym wielkie opony amerykańskich trucków nie pozwolą zasnąć do rana. Być może załkamy w poduszkę, bo złamaliśmy postanowienie noworoczne w sprawie niejedzenia słodyczy. Być może wyrwiemy kępkę włosów w ataku frustracji, że daliśmy się namówić na szóstego, gdy już piąty grzęzł nam w gardle, a teraz podła zgaga nie pozwala o tym zapomnieć. Nie jeden z nas, zrezygnowany i pełen bólu, zada sobie o 1-ej w nocy pytanie: i jak tu żyć?
Ale być może podejdziemy do problemu optymistyczniej, biorąc sprawy w swoje ręce i o 3-ej nad ranem wyskoczymy z łóżka, szukając w sieci odpowiedzi na pytanie: jak długo trzeba biegać, żeby spalić pączka? Tak – zniszczyć pączka – wymazać z pamięci grzechy Tłustego Czwartku, to jest cel!

Na zakończenie:

Podobno wyrzuty sumienia i stres z nimi związany mają gorszy wpływ na organizm niż jakiś sporadyczny grzeszek łakomstwa. Dlatego wszystkim szczerze życzę w Tłusty Czwartek pysznych pączków jedzonych z umiarem, smakiem i zdecydowanie na luzie. 🙂