Nowy Rok – nowe otwarcia, ponadprzeciętna mobilizacja spowodowana magią daty. I dobrze, bo przecież warto od czasu do czasu zatrzymać się i pomyśleć, czego nam potrzeba? Co chcielibyśmy osiągnąć? Na czym nam zależy? Jednak według mnie nie potrzebujemy do tego akurat Nowego Roku – możemy zrobić sobie taką chwilę na refleksję w każdym momencie naszego życia.

To prawda, że przyzwyczailiśmy się do symbolicznych dat, bo to także one motywują nas do wzięcia się w garść czy też do refleksji nad własnym życiem. Ale gdy nie zdążyliśmy zrobić sobie takiego wewnętrznego podsumowania akurat pierwszego stycznia, to nic straconego. Zróbmy to kiedykolwiek, choćby dziś, data jest nieważna – ważne jest, żeby znaleźć czas na spokojne myślenie o tym, co było, co jest i co mogłoby być, gdybyśmy zaczęli działać w odpowiednim kierunku. Dzięki takiemu porządkowaniu myśli, mamy szansę na oczyszczenie i poszerzenie pola widzenia oraz pozbycie się ciążącego nam balastu. Mamy też możliwość na lepszy kontakt z samymi sobą. A to ogromna wartość, bo to przecież najważniejsza relacja w naszym życiu!

Kombinatoryka stosowana

Nie da się ukryć, że my – ludzie jesteśmy przemyślnymi bestiami. 🙂 Ciągle coś tam nam się tli w łepetynach, ciągle coś kombinujemy i tworzymy jakieś szczwane plany – nawet, gdy nie tak bardzo zdajemy sobie z tego sprawę. Główka ciągle pracuje i ciągle coś w niej kiełkuje. 🙂 Zwłaszcza  w sprawie postanowień noworocznych na potęgę maglujemy mózgownicę. W związku z tym mamy swoje taktyki i listy zadań do wykonania – czasem tak imponujące, że aż niemożliwe do realizacji. 🙂
Ponieważ najprzyjemniejszy w planach jest zrealizowany cel, napiszę troszkę o tym, dlaczego niektóre nasze strategie z gruntu nie dają nam szansy na świętowanie sukcesu. Oto kilka typowych przykładów, w ujęciu humorystycznym:

STRATEGIA PRYMUSA

Chyba najpopularniejsza strategia hiper ambitnych ludzi. Wziąć na siebie tyle, ile udźwignę i jeszcze trochę, a potem grzać się w cieple cudzego zachwytu… Przez chwilę, bo przecież czekają nowe wyzwania, a po nich kolejne chwile chwały.
Prymusi, jak to prymusi, zazwyczaj pierwsi się wyrywają. A że są ambitni, to wybierają nieprzeciętne cele, które mają przynieść odpowiedni, czyli widoczny efekt. Prymusi lubią oklaski, nagrody i złote medale. Oczywiście to  nic złego być ambitnym. Warto tylko rozważyć, czemu te ambicje służą. Czy nam samym czy też udowadniamy poprzez nie coś innym? Czy podziwiamy siebie za to, czego dokonaliśmy czy liczymy na podziw innych, bo tylko dzięki niemu wierzymy, że jesteśmy cokolwiek warci?
Strategia prymusa jest niestety niezwykle wyczerpująca i w większości przypadków nieefektywna. Bo jeśli ktoś planuje wielkie cele tylko po to, że potrzebuje podziwu innych, to niestety jest z góry skazany na syzyfową pracę. Przykro mi to przyznać, ale póki nie docenimy samych siebie, póty będziemy bez satysfakcji realizować cele dla innych. I tak bez końca, bo ciągle będzie nam mało miłości i podziwu. Chyba, że zmienimy podejście do siebie i docenimy siebie! A może nawet szczerze polubimy?

STRATEGIA PEDANTA

Liczby, liczby ponad wszystko. Ten typ strategii wsparty jest na wszelakich przeliczeniach, datach, miarach, wagach i innych wartościach matematycznych, które mają wykazać konkretne, mierzalne efekty naszych poczynań. Niby nieźle, bo przecież każdy, kto pracuje w tzw. projektach dobrze wie, że mierzalność to bardzo ważny wskaźnik powodzenia, choć nie jedyny. Jednak co dobre dla projektu finansowego, inżynieryjnego czy biznesowego, to niekoniecznie dobre w przypadku istoty ludzkiej. Oczywiście nie namawiam, żeby odpuścić jakiekolwiek kalkulacje treningowe czy zdrowotne, ale podstawą powinno być otwarte i nieograniczające nas spojrzenie na siebie. Nie jesteśmy robotami ani trybami w jakiejkolwiek machinie. Dlatego  powinniśmy mieć dla samych siebie zrozumienie i łagodność. I jeśli jesteśmy chorzy, nie tylko nie musimy, ale nie powinniśmy wykonywać założonej przez siebie normy. Jeśli zdarza się wyjątkowa okazja w życiu, należy z niej skorzystać, a nie odpuszczać w imię tabelek w naszej rozpisce ku chwale osiągnięcia celu. Jeśli ktoś się martwi, że jeśli odpuści o przysłowiowy centymetr i zaburzy tym samym cały swój plan lub wejdzie na drogę lenistwa, to uspokajam: plany w firmach też się weryfikuje – to konieczność, jeśli chce się je pomyślnie zrealizować. A poza tym jeśli boimy się, że zaczynamy naciągać wskaźniki, to zastanówmy się, kogo chcemy oszukać i po co? Przecież podobno cele realizujemy dla siebie i ze względu na własne potrzeby… 🙂

STRATEGIA JAMOCHŁONA

Jamochłon, jak sama nazwa wskazuje, chłonie. 🙂 W tym przypadku chłonie wszelkie trendy, newsy, uwagi i wypowiedzi innych osób. Jeśli akurat dużo się mówi np. o diecie hollywoodzkiej, taka osoba postanowi się odchudzać – choć może wcale tego nie potrzebuje – zgodnie ze wskazaniami gwiazd Hollywoodu. Jeśli okaże się, że najmodniejsza w sezonie jest aero-joga, to Jamochłon wykupi karnet na te zajęcia, nie mając pojęcia, co się tam robi i po co, lecz jedynie dlatego, że może sama nazwa zajęć zrobi na innych wrażenie. Jeśli koledzy z pracy zaczną biegać maratony, biedny Jamochłon, mimo iż wyczerpany fizycznie i nienawidzący się pocić, ruszy na treningi, które są ponad jego siły… itd.
Nie trzeba tłumaczyć, że cudze cele nie są naszymi celami i w związku z tym nie dadzą nam satysfakcji. Nawet jeśli będziemy pilnie wypełniać swoje postanowienia, możemy nie odczuwać żadnej radości, a nawet może się w nas coraz bardziej pogłębiać uczucie pustki. Bo przecież tyle robimy dla „siebie”, a wcale nie odczuwamy obiecywanej w reklamach czy zapewnieniach innych osób pozytywnej energii i szczęścia. Wytłumaczenie może być jedyne: realizujmy rzeczywiście własne cele, które bezpośrednio wynikają z naszych potrzeb i nie oglądajmy się na to, czy są one modne i czy się komukolwiek podobają. 🙂

STRATEGIA WAŃKI-WSTAŃKI

…inaczej mówiąc, słomianego zapału. To strategia planowana na długo, w rzeczywistości niezwykle krótkotrwała. Po tygodniu zaczynają się pojawiać wyjątki od zaplanowanych reguł, po miesiącu coraz trudniej sobie przypomnieć, czego właściwie się chciało… Gołym okiem widać, że strategia była wdrażana bez przekonania. Może dlatego, że tak naprawdę nie mamy ochoty realizować tego celu? Może dlatego, że przeceniamy swoje siły lub sami niepotrzebnie śrubujemy terminy lub wyniki? A może jesteśmy w kręgu powtarzalnych przez nas w kółko nawyków, które uniemożliwiają zakończenie z sukcesem naszych planów, a których sami nie widzimy? Warto przeanalizować, co jest nie tak, zanim kolejny raz podejmiemy podobną próbę i nie zwieńczymy jej sukcesem. To ważne, bo takie bezrefleksyjne powtórki zazwyczaj  prowadzą nas do bardzo niezdrowego przekonania, że do niczego się nie nadajemy lub że jesteśmy pechowcami. Nie wpadajmy zatem w sieci zastawiane przez nas samych!

STRATEGIA ŚLEPEJ KURY

Można by powiedzieć, że założenie było dobre, ale wyszło jak zwykle. 🙂 Jak najprościej opisać tę strategię? Chodzi o takie sytuacje, gdy ktoś tak bardzo jest skupiony na realizacji swoich celów, że nie widzi już nic, ani nikogo dookoła. Życie się toczy, nowe szanse i wspaniali ludzie pojawiają się wokół, ale Kura nie widzi, bo jest zajęta wydziobywaniem ziarenek na swoim własnym małym poletku. Gdy się nadziobie do woli i wypełni brzucho, biegnie szybciutko na grzędę do spania. I tak codziennie, aż wykona swój plan lub zamierzoną normę. Nie przeczę, że takie absolutne skupienie na celu może przynieść upragniony sukces, ale jeśli nie pozostawiło się żadnej przestrzeni dla życia i ludzi wokół, to można wiele przeoczyć i sporo szans odpuścić. Można też na placu boju zostać samemu… A zatem może warto choć trochę odchylić klapki na oczach i dziobać trochę uważniej? 🙂

STRATEGIA UDRĘCZONEGO

Osoby obierające taką taktykę po pewnym czasie zaczynają coraz częściej mamrotać pod nosem: „muszę”, „nie poddam się”, „jeszcze wytrzymam”, „byle do piątku” itp. Przysłuchując się z boku takim autorefleksjom, można by pomyśleć, że ktoś został zesłany na katorgę. A okazuje się, że to wolontariat. 🙂 Tak, bo gdy zatwierdzimy sobie w planach nazbyt ambitne cele, przerastające nas już na wstępie, to niemal od pierwszych dni realizacji będziemy walczyć o przetrwania z kurczącą się z godziny na godzinę motywacją i satysfakcją. Garstka może doczłapie do mety, ale w takim stanie, że nie będzie miała sił na świętowanie i czerpanie owoców z takiego wysiłku. Bo cele mają być ambitne, ale nie ponad nasze siły. Cele mają dodawać skrzydeł i wzmacniać nas po drodze, a nie wyskubać pióra przy każdym ruchu i kolejnej czynności. Po to przecież coś planujemy, żeby zwiększać naszą moc, zasoby i powiększać radość, a nie po to, żeby ledwo zipać na finiszu.

STRATEGIA REWOLUCJONISTY

Rewolucje są radykalne i zazwyczaj zero-jedynkowe. Dlatego zwolennicy tej metody lubią nowe otwarcia, które zarazem przekreślają całą dotychczasową przeszłość i dorobek.  Pewnie dlatego, gdy Rewolucjoniści zabierają się za plany, często zapominają o zasobach, które posiadają i o wnioskach, które mogliby wysnuć na podstawie własnych doświadczeń, zwłaszcza tych nieudanych. To zwolennicy hasła „zacznijmy wszystko z czystą kartą”. Ta całkiem dobrze znana idea niekiedy ma wielki sens, ale nie w każdym przypadku. W większości sytuacji warto jest się odwoływać do naszej dotychczasowej wiedzy i umiejętności – a na pewno do wniosków, jakie wyciągamy z przedsięwzięć podobnych do tych, jakie właśnie pragniemy zrealizować.

STRATEGIA ZAGUBIONEGO W KOSMOSIE

Trochę pokrewnym przykładem wobec powyższego jest człowiek w kosmosie. 🙂 To osobnik, który chce wszystko osiągnąć sam, więc nie raz zdarza mu się, że wyważa już otwarte drzwi. Nie chce rad, nie chce wiedzy od nikogo, chce sam – choćby ten fakt wydłużał mu drogę do upragnionego celu. Nie oceniam takiej postawy. Czasem ludzie potrzebują przeżyć błędy czy nawet kłopoty na własnej skórze, żeby wyciągnąć wnioski, które potem będą wsparciem na całe życie (oby nie odwrotnie!). Jednak na pewno łatwiejszym i oszczędzającym czas sposobem dotarcia do celu jest korzystanie z własnych i cudzych zasobów (gdy są nam one oferowane) niż przekonywanie się o wszystkim na sobie. Zwłaszcza, że nadmiar komplikacji i brak wsparcia może powodować zboczenie z wybranej ścieżki lub całkowite zagubienie w drodze do celu.

STRATEGIA WESOŁEGO ROMKA

Nie wiem, czy pamiętacie Wesołego Romka z komedii Barei, ale właśnie jego beztroska i fakt, że pojawia się znikąd niczym filip z konopi bardzo dobrze według mnie charakteryzuje tę strategię. A może tak naprawdę brak strategii? Bo to raczej sytuacja, gdy ktoś postanawia coś, czego kompletnie nie przemyślał, nie osadził w czasie, a na dodatek tylko z grubsza wie, czego chce. Wiadomo, że takie podejście nie zaowocuje żadną sensowną realizacją. Zwłaszcza, że Romek zazwyczaj wszystko skwituje: „Eeetam, panie. Nie ma co się przejmować. Jak nie teraz, to kiedy indziej”. – „Ale co, Panie Romku?” – „Zapomniałem… bo dzień dobry cześć i czołem, jeeestem wesoły Romek, mam na przedmieściu domek…” 🙂

Mądrość tkwi w prostych zasadach

Powyższe żartobliwe wypowiedzi nie służyły temu, żeby wyśmiewać postanowienia noworoczne. Według mnie potrzebne są nam marzenia i potrzebna jest mobilizacja do realizacji wynikających z nich zamierzeń. Ale przy tak skrajnych podejściach, jakie opisałam, warto według mnie skorzystać z najlepszej, bo uniwersalnej zasady sprawdzającej się we wszystkich aspektach naszego życia, czyli z zasady złotego środka – starożytnej mądrości mówiącej o tym, aby nie popadać w skrajności. Zresztą z tej nauki wynika kolejna mądra i warta zastosowania zasada: mierz siły na zamiary, czyli poznaj swoje możliwości i potrzeby, a potem umiejętnie dostosuj je do tego, jakimi zasobami i energią teraz dysponujesz. Nie forsuj się bez potrzeby, ani nie odpuszczaj własnego życia – żyj tak, żeby mieć poczucie wewnętrznej harmonii, czy inaczej mówiąc – zgody wewnętrznej. Bo przecież najważniejsze w tym wszystkim jest to, żeby wiedzieć, czego my chcemy i czego nam potrzeba, żeby się lepiej czuć. Może na przykład w swym ciągłym przemęczeniu i przy nadmiarze obowiązków nie potrzebujemy wcale kolejnych wyzwań? Może najlepszym rozwiązaniem byłoby znalezienie czasu na miłe wylegiwanie się i nic nierobienie? Może potrzebujemy dopieścić siebie i dać sobie odpocząć? Pomyślmy też i o tym. 🙂

Ilustracja: Balthus „Cierpliwość|