Kultura, obyczajowość i religia nie bardzo nam pozwalają na to, żeby złościć się na matkę. Wierzący mają wręcz przykaz: „czcij ojca i matkę swoją”. Od znajomych i rodziny słyszymy: „No wiesz, ale to w końcu twoja matka” albo jeszcze bardziej tłumiące i hamujące emocje: „pamiętaj, matka jest tylko jedna…”.
Ale wszyscy dobrze wiemy, że relacje z naszymi rodzicami nie zawsze układały się dobrze. A może właśnie nie wszyscy, bo część z nas nawet nie dopuszcza do siebie myśli, że matka mogła nas krzywdzić świadomie czy nieświadomie. A nie chcąc słyszeć tej prawdy do siebie, mówimy sobie, że przecież wszyscy tak mieli – że krytyka, brak czasu dla nas, narzucanie swojej woli, a może nawet agresja słowna czy fizyczna to norma. Poza tym nie ma co robić afery, skoro jakoś na ludzi wyszliśmy… A może nawet dobrze tak się stało, jak się stało, bo dzięki temu… itd. Unikamy tego trudnego tematu na różne sposoby, zasłaniając się i autorytetami, i nakazami religii, i przyzwoitością, i empatią, i litością, a nawet brakiem pamięci…
Okazuje się jednak, że wiele naszych problemów z samymi sobą i w relacjach z innymi czy w ogólnym radzeniu sobie z życiem ma swoje źródło w tej kluczowej relacji z rodzicami, a zwłaszcza z matką. Dlatego nieodzownym etapem pracy nad sobą jest zmierzenie się z własną historią, a przede wszystkim z relacją z matką. Nie namawiam oczywiście do gwałtownych rozliczeń i dramatycznych scen. Na początek zachęcam do tego, żeby zrozumieć tę sytuację i ewentualną swoją krzywdę.
Używając słowa „krzywda”, proszę jednak o spokojną refleksję, bo dla wielu z nas słowo to wydaje się nieadekwatne – może zbyt mocne. Ale przecież krzywdą jest właśnie to, że całe dzieciństwo słyszeliśmy słowa krytyki, które doprowadziły nas do braku wiary w siebie i surowego spojrzenia na siebie. Krzywdą jest nieobecność rodziców i brak zainteresowania naszymi sprawami, bo dziś możemy odczuwać pustkę i niedosyt w zakresie podstawowych potrzeb: bliskości, miłości, bezpieczeństwa, wsparcia, czułości… Możemy ponadto czuć się nieważni, gdyż nam – dzieciom nikt tego zainteresowania nie dał nam w wystarczającym stopniu. Krzywdą są też wszystkie okrutne słowa pod naszym adresem i warunkowana miłość, bo jako dorośli możemy całym swoim życiem dowodzić, że jesteśmy warci miłości, akceptacji czy zainteresowania we wszelkich relacjach. Zapewne dlatego jesteśmy też perfekcjonistami, którzy nie mają dla siebie zrozumienia i żadnej taryfy ulgowej. Krzywdą, która nawet nie podlega żadnej dyskusji jest wreszcie wszelka przemoc – od tej słownej po cielesną, także seksualną – która mogła spowodować, że czujemy się niewarci istnienia, całkowicie bezwartościowi…
Relacja z rodzicami da nam spokój wewnętrzny, gdy świadomi wyżej wymienionych krzywd, pozwolimy sobie na przeżycie niejednokrotnie skrywanych przez nas emocji. Gniewu, gdy nasze granice były przekraczane lub smutku i żalu, gdy czuliśmy się odtrąceni, samotni i niezrozumiani. Według mnie dopiero takie doświadczenie może pozwolić na to, żeby w dojrzały sposób odnowić z relację z rodzicami (o ile mamy taką wolę). Bo żeby relacja była dobra dla obu stronu – obie strony powinny być traktowane w sposób podmiotowy – z szacunkiem i poszanowaniem indywidualnych granic. Mało tego, dopiero takie doświadczenie pozwoli nam poczuć ulgę, siłę i radość bycia sobą. Można nawet powiedzieć, że dzięki temu wielu z nas może w pełni dojrzeć i w końcu wziąć odpowiedzialność za swoje życie, ciesząc się wolnością swoich decyzji, wyborów i podążając za swoimi marzeniami i potrzebami.
Nie kryjmy się więc za parawanami niewiedzy i zwyczajów. Zadbajmy o siebie i tym samym o relacje osobiste z nowymi rodzinami, przyjaciółmi czy innymi dla nas ważnymi ludźmi. Wolność osobista i uwolnienie od ciążących historii z przeszłości to wielka rzecz.
Ilustracja: Vivian Maier