Kiedyś w malutkim warzywniaku byłam świadkiem takiej oto scenki. Mężczyzna w średnim wieku bardzo się spieszył. Wychodząc, zahaczył plecakiem o torebkę młodej kobiety, tak, że jej spadła z ramienia. Oburzona starsza pani postanowiła interweniować i upomniała go słowami” „mógłby pan chociaż powiedzieć przepraszam”. Na to on, zirytowany, stojąc w drzwiach, powiedział: „Pszepani, ja nie mam czasu na takie ceregiele”. I dziś chciałam trochę o tych ceregielach napisać 🙂

Przegląd kultury osobistej

Nie da się ukryć, że temat nie jest oryginalny, bo o wdzięczności zawsze pisano i mówiono. Mało tego, niemal od oseska byliśmy trenowani, żeby w odpowiednim momencie powiedzieć „dziękuję”. Najpierw nie obywało się bez rutynowej podpowiedzi:„a teraz powiedz ładnie dziękuję”. Gdy się udało ładnie, to i cała familia pękała z dumy jakież to mądre i grzeczne dziecko – ledwo stoi na dwóch kończynach, a już takie elokwentne i szlachetne. No i mamusia tudzież tatuś tacy wychowani i kulturalni, bo zwracają uwagę brzdącowi na savoir vivre już od kołyski. 🙂

Z wiekiem to dziękowanie i cały ceremoniał z nim związany zazwyczaj częściowo zanika lub całkiem przechodzi, bo to trochę takie obciachowe, zwłaszcza, że ciągle ma się w głowie te komentarze: o jaki grzeczny chłopczyk/dziewczynka.  Strach dziękować, bo jeszcze któraś sąsiadka z rozpędu nagrodzi tę naszą grzeczność cukierkiem. Pewnie dlatego tak często młodzież rozbraja grubszy kaliber „dziękuję”, stosując, niby od niechcenia, jakieś: „dzięki”, dzięks”,”thanks” lub nawet… „dziękówka”, robiąc przy okazji taką minę, jakby to nie z jego/jej ust wydobył się dźwięk. 🙂 Są i tacy, których tak bardzo krępuje słowo „dziękuję”, że stosują „zamiennik incognito” w formie „podziękował” – czyli jakby nie ja  – jakby ktoś inny – ja jakby mówię, ale jakby nie utożsamiam się – jakby kto pytał. 🙂 Na szczęście z wiekiem przeważnie to przechodzi, bo i człowiek bardziej opierzony, i zazwyczaj bardziej pewny siebie, więc nie musi odcinać się od własnych ust i reszty ciała.

Wdzięczność w skali mikro i makro

„Wdzięczność” ma według mnie większą wagę i jest pojemniejsze treściowo niż codzienne „dziękuję”. Może po prostu dlatego, że słowo to jest rzadziej używane? A może dlatego, że dziś wdzięczność zaczęto definiować jako istotny element stylu życia, a nawet filozofii życia?

Wdzięcznym można być za coś lub z jakiegoś powodu. Gdy chcemy wyrazić naszą wdzięczność, zazwyczaj myślimy o czymś dla nas ważnym. Doceniamy konkretną pomoc, zwłaszcza taką, która znacząco i pozytywnie wpłynęła na nasze życie. Dziękujemy za poparcie w sprawach, na których nam zależy, za wsparcie finansowe lub emocjonalne w trudnej sytuacji. Jesteśmy wdzięczni za awans, wyręczenie nas w jakiejś czynności, za wymarzony prezent lub nagrodę. I to wydaje się oczywiste, bo każde takie działanie wymaga albo sporego wydatku energetycznego lub finansowego, albo przynajmniej dużych pokładów dobrej woli.

Jest jednak wielki obszar naszego życia, który jest przez nas niedoceniany, ignorowany, wręcz niewidoczny. Mam tu na myśli życie codzienne i drobne przysługi, działania, miłe słowa, drobne gesty. Nasza powszednia nieuważność, złowieszcze przyzwyczajenie i ewolucyjna chęć „lepiej, więcej, bardziej” powodują, że ślepniemy i głuchniemy. W biegu nie dostrzegamy znaków z otoczenia, drobnych przysług, serdecznych uśmiechów i słów. Nie doceniamy śniadania na stole, bo przecież zawsze tam jest, nie widzimy uporządkowanego domu, czystego i sprawnego samochodu, zakupów w lodówce, naprawionego kranu, podwózki na zajęcia sportowe czy kubka herbaty, bo to oczywiste. Nie słyszymy zdrobnienia naszego imienia i miłego uśmiechu, bo przecież zawsze tak się do mnie zwraca i zawsze tak patrzy. A przecież nie jest to wcale oczywistość i nie jest to raz na zawsze dane! Warto też pomyśleć, że gdy nie doceniamy tych drobnych gestów i codziennego wsparcia, to zubażamy własny świat o radość drugiej osoby oraz o własną uciechę z powodu tego wszystkiego, co dostajemy, a czego nie widzimy.

A może by tak od siebie zacząć?

Przywykliśmy do tego, że dziękujemy innym, dlatego pomysł na wdzięczność samemu sobie wydaje się obcy i dziwaczny.  Bo niby jak to robić – stać przed lustrem i przemawiać do siebie? A czy takie rozmowy ze sobą, choćby odbywały się w głowie, nie spowodują, że na starość nie pohamujemy swojego gadania i zmienimy się w nieszczęśnika dialogującego ze sobą, całkiem otwarcie, na ulicy? Wszystkich zaniepokojonych uspokajam: gadamy ze sobą nieustająco, tylko nie zawsze na mądre lub zdrowe dla nas tematy i zazwyczaj nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.

Gdyby się zastanowić, za co można być sobie samemu wdzięcznych to tych powodów jest naprawdę bardzo dużo. Niektórzy mogliby stwierdzić, że zawodów nie wygrywa się codziennie i egzaminów nie zdaje co tydzień, więc nie bardzo jest sobie czego gratulować. Takie osoby tym bardziej zachęcam do zmiany perspektywy w patrzeniu na siebie.

Po pierwsze, wspaniale by było, gdybyśmy doceniali to, że codziennie wykonujemy wiele zadań, które albo sobie gdzieś zanotowaliśmy albo po prostu mniej lub bardziej spontanicznie zadecydowaliśmy, że się ich podejmujemy. Co mam na myśli – np. to, że poszliśmy do pracy i tam wykonaliśmy szereg czynności/zadań, że zatroszczyliśmy się o naszych bliskich, że poszliśmy poćwiczyć, mimo że nam się nie chciało, że podaliśmy pierwsi rękę koleżance, z którą byliśmy skłóceni, że byliśmy mili dla sprzedawczyni, która coś burczała pod nosem, że zapisaliśmy się do terapeuty, mimo wewnętrznych oporów ;), że pięknie przygotowaliśmy stroik na święta, że wspaniale poszła nam dziś lekcja hiszpańskiego/śpiewu/mandoliny. 🙂  Tego typu powodów można by wymieniać w nieskończoność.

Po drugie, doskonale by było, gdybyśmy doceniali nasze ciało i to, co mamy. Zazwyczaj nie zauważa się tego, co się ma, bo się ma. Nie będę tu przytaczać cytatów z Kochanowskiego o szlachetnym zdrowiu czy też Horacego o fortunie, która kołem się toczy… Jednak warto docenić, że mamy siłę na codzienną aktywność, że mimo tego, że często nie dbamy o zdrowie, przemęczamy się, zarywamy noce, nasze ciało ciągle nam służy, na tyle, ile mu pozwalamy. Warto też popatrzeć na to, co mamy i przyznać uczciwie, że nie jest źle, że dzięki naszej pracy, zaradności, pomysłowości, mamy swoje miejsce na świecie urządzone po swojemu. A fakt, że stać nas na drobne przyjemności, że mamy szansę na odpoczynek, może wycieczkę chociażby do pobliskiego parku, to naprawdę bardzo dużo. I co najważniejsze, naprawdę trzeba być wdzięcznym, że wokół nas są ludzie czy: to rodzina, czy przyjaciele, koledzy, sąsiedzi, bo przecież mogłoby ich nie być.

Wdzięczność jako energia odnawialna

Bycie wdzięcznym sobie i innym daje ogromną siłę. Naprawdę szczere, jak najczęstsze praktykowanie wdzięczności umocni w nas poczucie sensu życia i zwiększy radość z niego. Dzięki dostrzeżeniu pozytywów w życiu, staniemy się bardziej optymistyczni,  silniejsi wewnętrznie i mniej zestresowani. Taka przychylna obserwacja siebie i innych spowoduje, że staniemy się bardziej wyczuleni na relacje z sobą i z innymi. Dzięki niej pogłębimy je, ucieszymy się nimi bardziej i łatwiej zniesiemy wszelkie przeciwności losu – zarówno te, które dotyczą nas osobiście, jak i naszego otoczenia. Wdzięczność z pewnością poprawi nam też humor oraz tych, których obdarowujemy wdzięcznością i od których ją otrzymujemy. Mówiąc krótko: inwestycja we wdzięczność pomnaża dobro i pozytywną energię na świecie. Wszystkim bardziej chce się żyć i być, a to całkiem nieźle, jak na zwykłe „dziękuję” . 🙂

*Ilustracja: William Waterhouse, The Lady of Shalott