W większości jesteśmy przekonani, że depresyjność, stagnacja i beznadzieja to nasz paskudny los, fatalna karma czy też kula u nogi, jaką przywiązano nam w dniu urodzenia, a my nie mamy wyjścia z tej sytuacji, dlatego ciągniemy ten ciężar przez życie, słabnąc coraz bardziej. Ale czy tak faktycznie jest? Czy apatia to rzeczywiście balast, którego nie można się pozbyć? O tym m.in. w dzisiejszym artykule.

JAK TO JEST?

Apatia jest stanem beznadziei i bezsilności, zazwyczaj manifestowanym takimi stwierdzeniami jak: „to nie ma sensu”, „ i tak nie dam rady”, „kogo to w ogóle obchodzi”, „jestem za stary/młody, zbyt zmęczony…., żeby…”, „to za trudne/ nie na moje siły/nerwy” itp.
Znajome teksty? Pewnie tak, bo niemal każdy z nas ma na koncie tego typu wypowiedzi. Nie ma jednak powodów do niepokoju – to naturalne, że czasem możemy czuć mniej energii i entuzjazmu, czyli mieć po prostu gorszy dzień. Jeśli jednak powyższe teksty stają się naszymi wizytówkami i standardowymi odpowiedziami w chwilach, gdy trzeba działać, to niemal pewne, że rozgościliśmy się w pokoju z szyldem: APATIA. Aby pełniej ją scharakteryzować dodam jeszcze, że pozbawia nas ona zapału do działania i pcha w stronę bierności i poddania się. Mamy więc poczucie, że żyjemy w jakimś odrętwieniu, gdzieś na peryferiach tego, co dla nas ważne i ciekawe, gorzkniejąc w związku z tym z dnia na dzień coraz bardziej.

CO SIĘ KRYJE POD POWIERZCHNIĄ?

Pod pozornym spokojem, rezygnacją i bezruchem, hula jednak w najlepsze mieszanka silnych emocji, które powodują odczucia wypalenia i bezsilności. Te zżerające nas wewnętrznie uczucia to lęk, złość i związana z nią zazdrość. Jak to możliwe, skoro my już „niczego” nie chcemy, bo „pogodziliśmy się” z niełaskawym dla nas losem? Jak się okazuje, nie pogodziliśmy się, bo inaczej nie byłoby nam tak źle…
Uczuciem, które całkiem jawnie manifestuje się w stanach depresyjnych jest OPÓR. Opór to wszystkie nasze wymówki – tarcze, którymi odpychamy od siebie jakąkolwiek myśl o zmianie. To te wszystkie: „nie da się”, „nie nadaję się”, „jest już za późno”, „jestem za… (jakaś) na to”, „to nie na moje siły” itd., itp. Wachlarz blokujących nas przed zmianą przekonań jest tak duży, że nie starczyłoby pewnie serwerów na Facebooku, żeby je wszystkie wypisać :).  Wspomniane wymówki manifestują nasz opór, pod którym kryje się dwa mocne uczucia:

1. LĘK

To nie prawda, że nie chcemy cieszyć się sobą i życiem, i w pełni w nim uczestniczyć. My po prostu boimy się ryzyka, że zaangażujemy się w zmianę i nam się nie uda. Boimy się porażki i jeszcze większego rozczarowania sobą i życiem, które pewnie przywleklibyśmy ze sobą. Boimy się też tego, że podejmiemy działanie, a ktoś nas wyśmieje lub skrytykuje, a na tyle mało wierzymy w siebie, że lęk przed tym nas przytłacza. A może obawiamy się wysiłku, a przeczuwamy (lub doskonale wiemy), że lenistwo i wygodnictwo od dawna jest naszym drugim ja? Warto być uczciwym wobec siebie i odpowiedzieć sobie, jak to jest z nami?

2. ZŁOŚĆ

Drugi, obok lęku wielki pochłaniacz energii to złość. W przypadku apatii złość może mieć kilka źródeł. Po pierwsze, może to być złość na siebie i na własne ograniczenia, na swoją dotychczasową słabość i bierność. Po drugie, gniew może rodzić się z pretensji do naszej przeszłości – np. do naszej rodziny, która nie wsparła nas, nie dała dobrego przykładu lub wręcz go uniemożliwiła. Po trzecie, może to być pretensja do tzw. losu o to, że nie urodziliśmy się w „odpowiednim” miejscu i czasie. Po czwarte, może to być także złość wynikająca z tego, że trudno nam pogodzić się z niesprawiedliwością świata/losu/Boga, że np. taki niewykształcony, leniwy sąsiad jeździ ferrari, bo dostał spadek po jakimś przyszywanym krewnym, a my harujemy całe życie i tylko wiatr w oczy.
W tym ostatnim przypadku łatwo można rozwinąć swoją inwencję charakteryzujące się zazdrością i zawiścią. Bo niby czym innym są takie teksty: „ona tyle je i nie grubnie, a ja zjem byle serek czy bułeczkę i jestem pół kilo do przodu”; on niewiele się wysila, a awansował – ja stale siedzę po godzinach i nic z tego nie mam”; ona w ogóle się nie stara, a tylu ma przyjaciół – ja stale zabiegam o cudze względy, a mało kto jest przy mnie, zwłaszcza gdy jest mi tak źle w życiu” itd…

Skutecznym sposobem na to, żebyśmy głębiej przyjrzeli się własnemu mechanizmowi apatii jest zadanie sobie szeregu pytań. Oto, jakie proponuje David R. Hawkins: „Czy chcesz udowodnić, że życie jest do niczego? Że świat jest beznadziejny? Że to nie była twoja wina? Że nie można znaleźć miłości? Że szczęście jest niemożliwe do osiągnięcia? Co starasz się usprawiedliwić? Ile jesteś w stanie zapłacić za to, by postawić na swoim?”

CHCIANY NIECHCIANY STAN

Wbrew temu, co nam się wydaje, gros naszych stanów emocjonalnych zależy do nas samych. Nie są to oczywiście proste do zaobserwowania procesy, zwłaszcza gdy zachowujemy się w dany sposób od niepamiętnych czasów, czyli wzorców postępowania wyuczyliśmy się już w dzieciństwie. Te wątpliwie pożyteczne nauki mogliśmy więc pobierać, obserwując rodziców lub jakichś dorosłych, którzy byli dla nas autorytetami albo też sami stworzyliśmy sobie odpowiednie mechanizmy na skutek jakichś ówczesnych przesłanek i potrzeb. A że objawiły się one akurat poprzez apatyczne i depresyjne zachowania, to już inna sprawa.

Ale skąd w takim razie chęć trwania w tak przykrym stanie, skoro nie jest dla nas miły? Oczywiście prócz bólu, MUSIMY MIEĆ Z TEGO JAKIEŚ KORZYŚCI! Jakie? Oto kilka z nich:

  1. Nie musimy brać odpowiedzialności za siebie – wszystko zrzucamy na los, geny, niedobrą przeszłość, nieżyczliwych ludzi, niesprzyjające okoliczności, politykę, wiek, płeć i co tam jeszcze dusza zapragnie.  🙂
  2. Nie potrzebujemy podejmować wysiłku – bo dzięki sztywnym opiniom i przekonaniom, niczego nie zmieniamy.
  3. Możemy wzbudzać w innych litość i oczekiwać wsparcia – czasem wręcz je wymuszać poprzez szantaż emocjonalny.
  4. Dajemy sobie prawo do osądzania innych w stereotypowy oraz często złośliwy i krzywdzący sposób, w ten sposób folgując swoim krzywdom i niedostatkom. Niekiedy nie poprzestajemy na słowach, ale odwetu szukamy niestety w czynach…
  5. Uzasadniamy swoją bierność życiową i marginalizację społeczną wyższymi racjami, np. tym, że jesteśmy wybrani przez Boga lub że jesteśmy ponadprzeciętnie wrażliwi/kierujący się ideałami niezrozumiałymi dla współczesnych.

Z punktu widzenia organizmu, można by powiedzieć, że niezły interes – minimalny wysiłek energetyczny wypływający z własnej woli, a tyle korzyści. Ale oczywiście pozornych korzyści. Energię wyciąga z nas nieustannie buzująca w nas złość i zalewający nas lęk oraz konflikty wewnętrzne, które pojawiają się w nas w chwilach przebłysków świadomości – częściej lub rzadziej. Może więc nie jest to najlepszy interes na dłuższą metę, mimo iż próbujemy sobie to udowadniać na różne dziwne sposoby?

JAK PRZEŁAMAĆ TEN STAN?

Przede wszystkim, nie wieszajmy sobie portretu Kłapouchego nad łóżkiem i nie nośmy jego podobizny w sercu.  🙂 A mówiąc poważnie, nie przywiązujmy się do tego, że „my tak już mamy i nic tego nie zmieni”. Nie upierajmy się przy starych przekonaniach i przy tym, że nic nie da się zrobić, skoro zawsze tak było. Bo właśnie ten upór czy też opór powoduje, że w apatii tkwimy. Jeśli zdecydujemy się na zmianę, to naprawdę jest ona możliwa. Oczywiście będzie ona wymagać od nas zaangażowania i pracy nad sobą, ale o to chyba oczywista oczywistość  :). Przecież wszystko, co cenne wymaga choćby odrobiny wysiłku.

Oto, jak załatwić sprawę w 5 krokach:

  1. Pierwszym krokiem jest odpowiedź na pytanie: czy my nie możemy żyć/myśleć inaczej czy po prostu nie chcemy? To moment zerwania z samooszukiwaniem się i pierwsze przebłyski świadomości.
  2. Drugi krok to praca z przekonaniami oraz odkrywanie, co się za nimi kryje i jakie jest ich źródło, czyli to wgląd w siebie.
  3. Trzeci krok polega na akceptacji prawdy o sobie, także tej niechcianej i skrywanej przez nas – to praca z głębszą świadomością.
  4. Czwarty krok to decyzja o zmianie i co za tym idzie, doświadczanie zmiany, krok po kroku w życiu realnym, czyli zmiana schematu życiowego.
  5. Piąty krok to uważne i świadome docenianie czynionych postępów oraz niepoddawanie się w trudniejszych momentach, czyli utrwalanie zmiany.

UWAGA NA KONIEC

Ze względu na to, że praca nad zmianą wzorca życiowego wymaga konsekwencji i siły, choćby płynącej z cudzego wsparcia, zachęcam do pracy z terapeutą. Taką formę współpracy polecam zwłaszcza osobom o niskiej samoocenie, ponieważ ewentualna nieudana próba zmiany mogłaby dodatkowo wzmocnić już negatywne przekonania na temat siebie i życia – na przykład na takie, że nikt i nic nie jest w stanie nam pomóc, więc nasz los jest już przypieczętowany. Powyższe wnioski mogłyby zresztą spowodować, że weszlibyśmy w rolę ofiary, a to już kwestia nie tylko emocji, ale i tożsamości.

Dlatego warto pamiętać, że praca nad sobą i swoim lepszym samopoczuciem nie zawsze powinna odbywać się bez wsparcia specjalisty i nie zawsze Zosia- samosia jest dobra na wszystko.  🙂 Dobrze jest być samodzielnym, ale czasem najpraktyczniej i najskuteczniej jest dać sobie pomóc.

Jeśli potrzebujesz wsparcia, skontaktuj się np. ze mną: https://kozlowskaterapia.pl/kontakt/

Ilustracja: Nigel van Wieck