Jakże to wielka ulga móc akceptować siebie, innych i świat! Jakiż to dar móc dzięki temu przeżywać czystą, niczym niezmąconą radość! Piszę o tym z zachwytem, bo zdarza mi się doświadczać tego wspaniałego stanu. Jednak ciągle pracuję nad tym, żeby tych chwil było coraz więcej, bo to kojące i wyzwalające momenty.  Ale pocieszam się, że nie od razu Amerykę zbudowano, dlatego kieruję się też zasadą: praktyka czyni mistrza i staram się nie marudzić, ale działać. Bo gra jest warta świeczki.  🙂

PO CO MI TO?

Większość z nas boryka się na co dzień z różnymi trudnymi sprawami i uczuciami, dlatego chcielibyśmy w końcu poczuć ulgę i wewnętrzny spokój.  Chcielibyśmy też, żeby emocje nami nie targały, żeby nie trzeba było za dużo główkować i zabiegać o różne sprawy, żeby można było w pełni cieszyć się z życiem, ot po prostu, bez żadnego „ale”, bez żadnych warunków, a jedynie stąd, że się jest.
Wbrew temu, co może nam się wydawać, takie cuda się zdarzają, a jedną z dróg dojścia do takiego stanu jest wspomniana postawa akceptacji. Mówiąc krótko, chodzi o to, żeby zacząć patrzeć na wszystko wokół z aprobatą i być na „tak”. Bo jeśli szczerze zaakceptujemy siebie, innych i świat, niewątpliwie zyskamy wewnętrzny spokój, który będzie się manifestował naszym zadowoleniem, poczuciem bezpieczeństwa i spokojem.
Może początkowo będą to tylko chwile, ale będą to tak wspaniałe chwile, że będziemy do nich tęsknić już zawsze. I dobrze, bo dzięki temu będzie się nam chciało starać o to, żeby trenować dystans do siebie i innych oraz łagodność i empatię, które utrwalą naszą postawę akceptacji. I coraz częściej w głowie pojawi się kojąca myśl, że wszystko jest takie, jakie powinno być – wszystko jest w porządku. Bo akceptacja to właśnie brak krytyki i brak oceniania. To podejście, które otula emocje zdrowym dystansem, dlatego daje tyle ukojenia i spokoju. Czyż nie brzmi to wspaniale? 🙂

AKCEPTOWAĆ, ALE CO?

Akceptacja to trochę wyższa szkoła jazdy, czyli trochę wyższy stopień rozwoju osobistego. Wymaga on od nas trochę więcej niż li tylko uporanie się z własnymi słabościami i kąsającymi nawykami. Jednak aby iść w tę stronę, nie trzeba być od razu mistrzem ujarzmiania emocji.  🙂 Można równocześnie zwracać uwagę, żeby nie rozpalać niepotrzebnie niezdrowych uczuć i żeby starać się z większą sympatią i aprobatą patrzeć na siebie i swoje otoczenie.
Może nam się to udać, jeśli skupimy się na pracy w trzech poniżej wymienionych obszarach.

  1. AKCEPTACJA SIEBIE

Wydawałoby się, że nie ma nic prostszego niż aprobata dla samego siebie. A jednak okazuje się, że dla wielu z nas to bardzo trudne powiedzieć o sobie – sobie samemu lub komuś w twarz – „jestem dobry taki, jaki jestem; jestem w porządku – lubię siebie”. Takie proste, a niekiedy takie trudne – być po prostu łagodnym i wyrozumiałym dla siebie. Może jest tak dlatego, bo ciężko zaakceptować nam fakt, że raz nam się bardziej udaje, a raz mniej; że mamy wady, z którymi być może nieskutecznie się mierzymy, że mamy też słabostki, a na dodatek popełniamy błędy i robimy głupoty. Co prawda mamy też zalety i godne pochwały, a nawet wielkiego podziwu mocne strony i talenty, ale ich jakoś nie widzimy i nie eksponujemy. Częściej za to nie godzimy się na to, że bywamy słabsi, chorzy i zmęczeni, choć mamy też dużo dobrej i wspierającej nas i nasze działania energii. Niby to proste, a tak trudno mówić nam: „wszystko we mnie jest dobre, naturalne i jak najbardziej akceptowalne – jestem w porządku.”
Postawa akceptacji siebie jest najważniejsza, powiedziałabym nawet, że kluczowa dla wszystkich aspektów akceptacji, bo bez akceptacji siebie, bez wyrozumiałości i sympatii do siebie, nie poczujemy tego samego do innych i nie będziemy umieli dać takiej aprobaty światu. Żeby szczerze wybaczać innym i patrzeć na ludzi z wyrozumiałością na świat ze spokojem, potrzebujemy najpierw tak właśnie patrzeć na siebie i tak siebie samych traktować. Dlatego zacznijmy od siebie, a przekonamy się nadspodziewanie szybko, jak bardzo zmienia się nasze podejście do innych, jak korzystnie wpływa to na nasze relacje i zadowolenie z życia.

  1. AKCEPTACJA INNYCH

Niejednokrotnie zachowanie ludzi wyprowadza nas z równowagi lub wprawia w osłupienie, smuci lub wywołuje złość. Żeby móc powiedzieć: akceptuję innych, trzeba mieć w głowie przekonanie, że ludzie są w porządku, a ich przykre zachowania to wynik ich lęków, braku miłości, samotności, niepewności siebie lub niewiary w siebie, a przede wszystkim braku świadomości, której efektem jest ślepe uleganie niekorzystnym dla nich samych i dla otoczenia nawyków.
Akceptacja dla innych wiąże się z wybaczeniem krzywd, jakie nam wyrządzili. To trudne. Ułatwieniem niech będzie wiedza, że nie chodzi tu o aprobatę ich zachowania, ale o to, żeby nie trzymać urazy do nich i żeby ich nie oceniać. Jeśli stać nas w takiej sytuacji na taką wspaniałomyślność jak empatia, to przekonamy się, że ludzie krzywdzą innych z głupoty, niewiedzy, bezradności, lęku a przede wszystkim, dlatego że kiedyś byli krzywdzeni, a dziś żyją nienawiści do siebie, nie radząc sobie z rzeczywistością…
Oczywiście Ale nie każdy ma tyle siły, żeby współczuć wszystkim, a zwłaszcza tym, od których zaznał cierpienia, dlatego ważne jest, żeby przynajmniej nie chować urazy i nie wzmagać w sobie chęci zemsty oraz pragnienia, żeby ten ktoś cierpiał. Takie odpuszczenie to szlachetna postawa, redukująca ból i cierpienie, a także wielkie wyzwolenie dla osoby skrzywdzonej i potencjalna nauka dla krzywdziciela.
Akceptacja innych to także szacunek do nich i do ich odmienności, ich wyborów życiowych, które mogą być dla nas niekiedy niezrozumiałe. Ale pozwólmy im na to, żeby szli swoją drogą, nawet jeśli z naszej perspektywy wydaje się, że błądzą. Nie narzucajmy naszych prawd i naszego sposobu widzenia innym, bo każdy z nas ma swoją drogę do przejścia. Być może niektórym wystarczy jedna nauka, żeby wyciągnąć ważne dla siebie wnioski, a inni potrzebują cyklu lekcji, które wpłyną na zmianę w ich życiu. Pozwólmy zatem sobie i innym iść własną oryginalną drogą. Uszanujmy to i zaakceptujmy bez oceniania, bo przecież każdy z nas mam ograniczoną wiedzę nawet o sobie, a co dopiero o innych. 🙂

  1. AKCEPTACJA RZECZYWISTOŚĆ

Niełatwo jest akceptować sytuacje, które są dla nas trudne i niezrozumiałe. Budzi się w nas wtedy opór przed niesprawiedliwością losu, zwłaszcza wtedy, gdy doświadczyliśmy już dużo cierpienia. To bardzo ludzkie, że burzymy się przeciwko wojnom, wypadkom i ciężkim chorobom – to zrozumiałe, ale na dłuższą metę dodatkowo obciążające nas. Bo cóż przyniesie nasza rozpacz, złość i wyliczanie krzywd oraz myśl, że życie jest ciężkie, nieprzewidywalne, a czasem bezlitosne w zdarzeniach, które nam przynosi? Prócz chwilowej ulgi, kiedy zapłaczemy i pożalimy się, taka postawa negacji nic nam nie da poza stratą energii i coraz większym zwątpieniem. Dlatego tak potrzebna i korzystna, choć niełatwa, jest akceptacja tego, co jest. Dlatego wielką moc ma myśl, że świat we wszystkich swych przejawach ma sens. Może niekoniecznie jest dla nas zrozumiały w momencie straty i bólu, a jednak jak się zazwyczaj okazuje – sensowny…
To wielka rzecz móc w chwilach trudnych powiedzieć, to jest w porządku, dziś jest tak, jutro będzie już inaczej, dlatego nie będę drzeć szat, nie będę złorzeczyć, ale ze spokojem, na jaki stać mnie w tej chwili, przyjmę to, co jest. Moje działanie nie będzie przeciw – nie będzie walką i rosnącą agresją, ale będzie rozważną reakcją na wypadki, które mnie spotkały, których nie da się odwrócić, bo są w tej chwili przeszłością.

AKCEPTACJA TO NIE OBOJĘTNOŚĆ

Być może niektórzy poczuli wewnętrzną niezgodę na to, żeby akceptować to, co jest ogólnie postrzegane jako złe i niesprawiedliwe, dlatego zadają oczywiste pytanie: jak wrażliwy człowiek ma akceptować cierpienie? Spieszę od razu z wyjaśnieniem: nie należy akceptacji wiązać z wartościowaniem i oceną. Dlatego akceptacja nie oznacza, że zło czy cierpienie nas nie obchodzi i że je usprawiedliwiamy czy też pochwalamy! Akceptacja to przyjęcie do wiadomości faktów i pogodzenie się z ich istnieniem. Nasza reakcja ma wypływać z naszej świadomości i akceptacji faktu, ze nie można zmienić przeszłości, a można jedynie wyciągać wnioski na przyszłość. Dlatego pożądana reakcja powinna być konstruktywna, wspierająca, wzmacniająca to, co pozytywne, po to, żeby unikać osłabiających i wyniszczających zachowań i niezdrowych emocji takich jak nienawiść, złość, pogarda, lek, wyrzuty sumienia czy apatia.
Zresztą zwróćmy uwagę, że czym innym jest powiedzenie sobie: tak popełniłam błąd i wiem gdzie moje źródło słabości – dziś może byłam zestresowana, nieuważna, więc odtworzyłam swoje stare, niezdrowe nawyki i dlatego skrzywdziłam kogoś – będę w związku z tym starała się ze wszystkich sił, żeby w przyszłości zachować się inaczej, nie ranić nikogo, a teraz zadośćuczynię tym, którym sprawiłam ból, przeproszę ; jestem w porządku, to moje zachowanie było nie takie, jak bym chciała. A czym innym jest reakcja w postaci: nienawidzę siebie, bo jestem głupia i ciągle robię złe rzeczy – jestem po prostu nieudacznikiem i złym człowiekiem; nie będę się więcej spotykać z ludźmi, bo zawsze zawalam, najlepiej, żebym była sama. itd…

EFEKTY UBOCZNE 🙂

Ludzie, którzy praktykują akceptację to ludzie bardzo świadomi siebie. Żeby się wspierać w takiej drodze korzystają z narzędzi wspomagających rozwój świadomości, czyli z medytacji i kontemplacji. Ich obszarem zainteresowania jest często duchowość, filozofia, nauka, zdrowi, bo tematy (kłopoty) bardziej powszednie zazwyczaj nie miotają już nimi i ich poczuciem wartości. To ludzie ponadprzeciętnie uważni i skupieni na wzroście własnego potencjału oraz na realizacji cudzych marzeń. Żyją bez lęku o przyszłość oraz bez poczucia winy, złości i szkodliwej dumy. To optymiści, którzy są wdzięczni za życie takie, jakie jest. 🙂
Czy daleko nam do takiego stanu? Możliwe. Nie znaczy to jednak, że należy się zniechęcać i rezygnować z podjęcia kroków w tym kierunku! Przecież wszyscy w głębi duszy chcemy tego samego: miłości, akceptacji, wewnętrznej harmonii i poczucia, że nasze życie ma sens. Rozwijajmy zatem nasze człowieczeństwo w tym pięknym kierunku choćby poprzez opisaną powyżej praktykę akceptacji. 🙂

Artykuł inspirowany tekstami Davida R. Hawkinsa

Ilustracja: Orly Faya