Oj nie łatwa to sprawa żyć na co dzień z obrażalskim. 🙂 Taki hodowca much w nosie szczególnie jest uciążliwy, gdy jest bliską nam osobą lub bliskim współpracownikiem. Bo i co tu robić? Jak uciec, gdy nie bardzo jest gdzie?A i trafić do serca i umysłu nałogowego obrażacza też niemal niemożliwe…
Dlatego dla wszystkich zainteresowanych przygotowałam garść informacji – ku rozwadze i pokrzepieniu serc. 🙂

JAK ZIDENTYFIKOWAĆ OSOBNIKA?

Sprawa nie jest skomplikowana, bo ostentacja w zachowaniu, zwłaszcza w chwili obrazy. jest imponująca. Obrażalski przybiera dramatyczne miny i gesty, nie tylko lokalizujące się na twarzy, bo i czasem rozlane na grę całego ciała. Miną są jednak zawsze wykończone odpowiednim wzrokiem: piorunującym jak podczas największej nawałnicy lub krojącym powoli nasze żywe serca na super cienkie plasterki.
Potem następuje kolejny akt i zarazem sedno sprawy: milczenie. Oczywiście milczenie uroczyste, wyniosłe lub wbijające nas w poczucie winy tak wielkie, że ledwo wyzieramy wzrokiem sponad ziemi. 🙂 Obrażalski od tego momentu będzie niedostępny, zamknięty w sobie, a wobec nas nieobecny w każdym tego słowa znaczeniu. Gdy wejdziemy do pomieszczenia, gdzie akurat przebywa – wyjdzie, gdy zagadamy – straci słuch, gdy poszukamy go wzrokiem – oślepnie i popatrzy na nas wymownie jak w powietrze. Mało tego, gdy w swej bezradności dotkniemy go lub nawet nim potrząśniemy – wyrwie się z niechęcią i pogardą lub wyślizgnie niczym węgorz z pyszczkiem pełnym bólu – być może nawet ze szklistym wzrokiem i zawieszoną dla większego dramatyzmu łzą w oku…
I co tu począć, gdy nic nie działa, bo obrażalski odciął się od świata, lewitując w swej napompowanej obrazą bańce?

SKĄD U DIABŁA TAKI POMYSŁ?

Wspomniane powyżej odcięcie się jest jednak pozorne, bo dla hodowcy much w nosie to bardzo ważny element gry. Niby nic nie widzi i nie słyszy, a jednak bacznie obserwuje, jak tam sobie radzimy z tą marmurową postawą? I w duchu cieszy się, a nawet sobie wewnętrznie gratuluje, że taktyka tak świetnie działa, bo my w rozpaczy i bezradności obijamy się o ściany z zafrasowaną miną i z coraz większą pokusą, żeby paść przed obrażonym na kolana i błagać o litość, byleby zaprzestał tych swoich min i coraz bardziej lodowatej obojętności.
Taktyka jest w sumie prosta – szantażyk, a dokładniej szantażyk emocjonalny podszyty perfidią. 🙂 Bo jak inaczej nazwać fakt, że ktoś (zwłaszcza, gdy jest to dorosła osoba) wyszukuje nasze słabe strony lub wykorzystuje naszą miłość, przywiązanie, troskę, bliskie relacje itd. do tego, żeby wywierać na nas presję? I to nie taką zwykła presję, bo zazwyczaj dodatkowo podszytą naszymi wyrzutami sumienia lub lękiem. Obrażalski wie, że swoim zachowaniem podkopuje nasze poczucie wartości i autorytet, ale co tam, skoro celem ma być przecież pełna wygrana, która poniży lub złamie przegranego niczym brańców po wielkiej bitwie.

Taktyka obrażalskiego została wypracowana i przyswojona w dzieciństwie, dlatego cechuje ona osoby niedojrzałe emocjonalnie i społecznie. Warto jednak wiedzieć, że obrażalski nie zawsze działa w pełni świadomie, czyli nie zawsze zdaje sobie sprawę z tego, jak wielkie szkody wyrządza w relacjach i jak bardzo innych krzywdzi. Po prostu jako dziecko zaobserwował lub nauczył się, że to świetnie działa i można dzięki temu wiele zyskać. Dlatego od czasu takiego odkrycia zaczął korzystać z tak skutecznego rozwiązania, przekształcając go w perfekcyjnie dopracowany w życiu dorosłym nawyk. Tak, bo jest to nawyk, który jak każdy inny można przepracować i zmienić na zdrowe zachowanie. Pamiętajmy też, że fakt, iż jest to nawyk, nie zwalnia stosującego tę taktykę z odpowiedzialności za tak okropne zachowanie!

JAK SIĘ BRONIĆ?

Obrażalski – drażliwy i nieznoszący sprzeciwu delikwent ewidentnie działa w sferze emocji, dlatego nie docierają do niego żadne racjonalne argumenty. Nie warto zatem rozpoczynać dyskusji i szykować listy dowodów świadczących o tym, że jesteśmy niewinni czy wręcz jesteśmy ofiarami tej teatralnej sytuacji. Negocjacje nic tu nie dadzą, bo rozhulany w swym przedstawieniu obrażalski jeszcze wytrwalej będzie zacinał się w swej złości i odgradzał na swych przyczółkach, żeby podkreślić swą niezłomność, dystans i posągową trwałość na wybranej przez siebie pozycji. Obrażalski ma przecież w głowie jedną myśl: postawić na swoim za wszelką cenę i wygrać bez względu na ofiary, bo władza i kontrola jest najważniejsza. Dlatego nie ma tu mowy o modnym i roztropnym WIN-WIN – trzeba by przecież było się dzielić wygraną i rezygnować, choćby tylko częściowo, ze swych racji. A to nie wchodzi w grę u obrażonych. 🙂

Co zatem zrobić? Nic, dokładnie tak: nic. Trzeba stać się równie obojętnym na fochy obrażonego jak on na nas i nawet, gdy jesteśmy autentycznie poruszeni, udawać, że nas to zachowanie nie wzrusza i nie dotyka – po prostu nie interesuje. Zobaczycie jak szybko pojawią się efekty! Wytracony z równowagi, a właściwie ze swej roli – obrażalski, będzie najpierw obserwował naszą reakcję z niedowierzaniem, starając się upewnić, czy kolejna mina i ostentacja nie chwycą nas jednak za serca, a potem skonfundowany sam stanie się bezradny. 🙂 Bo jak tu wyjść z twarzą z tej sytuacji, skoro liczyło się na hołdy lenne, a tu nikt nie poczuwa się do roli lennika? 🙂

KONSEKWENCJE RYZYKOWNYCH GIEREK

Tekst piszę z przymrużeniem oka, ale temat wcale nie jest tak zabawny jak mógłby się wydawać, zwłaszcza dla ofiar omawianych taktyk. Bo pomyślmy chociażby o dzieciach, które w ten sposób są szantażowane przez swych rodziców.

  1. Od małego będą mieć PROBLEM Z POCZUCIEM BEZPIECZEŃSTWA, które mają obowiązek zapełnić rodzice. A oni, zamiast tego, bez słowa wyjaśnienia przestają się odzywać do dziecka lub co gorsza znikają, wychodzą z domu, niekiedy ukradkiem dodając: „Mamusia już może nie wróci…, nie czekajcie na mnie…” itp.
  2. Kolejnym ciosem jest wbicie w POCZUCIE WINY i fundowanie wyrzutów sumienia. Dziecko nie wie, co się stało i w jaki sposób zawiniło, ale widząc reakcję rodzica, wyciąga wniosek, że pewnie coś złego zrobiło, powiedziało lub nie spełniło oczekiwań, dlatego zostaje w ten sposób ukarane. Zrozpaczonemu dziecku w takiej sytuacji można wmówić każdą winę i „świetnie” nim manipulować, formując jego osobowość niczym plastelinę w dowolny kształt… I o to właśnie chodzi rodzicom-manipulatorom.
  3. BRAK POCZUCIA WŁASNEJ WARTOŚCI, to następny w kolejności kamień u nogi dziecka i przyszłego dorosłego. Bo skoro nie spełnia się oczekiwań rodziców i nie zasługuje na ich szacunek i miłość – nawet rozmowę czy krótki komentarz, to kim się jest? Nikim ważnym – odpowie dzieciak…
  4. No i jeszcze jedna bolączka – POSTAWA PODLEGŁA I ZALEŻNA W RELACJACH. To także pokłosie praktykowania obrażalstwa na swych dzieciach. Jak niby nauczyć się partnerstwa lub bycia liderem, jeśli większość naszego życia trzeba było ustępować i dostosowywać się do cudzych oczekiwań, nawet jak były one niezrozumiałe i nieracjonalne.

Oczywiście taktyki w taki sam sposób oddziaływają na dorosłych, jak i na dzieci, i do takiego samego spustoszenia mogą prowadzić. Jednak dorosły ma tę przewagę nad dzieckiem, że może podejmować świadome i niezależne decyzje oraz może się otwarcie przeciwstawiać!

Zatem piętnujmy takie zachowania i zwalczajmy je, bo są niezwykle szkodliwe. Uleganie im jedynie dla tzw. świętego spokoju niestety bardzo wzmacnia obrażalskiego – w myśl zasady: skoro nie ma protestu, to jest przyzwolenie….

*** PS. W całym tekście, pisząc o obrażalskich, konsekwentnie używałam rodzaju męskiego, co nie oznacza, że opis tyczył się tylko mężczyzn – sadzę nawet, że prawdopodobnie częściej ze strategii korzystają kobiety. Użycie rodzaju męskiego było po prostu  wygodne w pisaniu.

Ilustracja: Inge Löök