Istnieją znajomości, które ciągniemy latami z rozpędu, z przyzwyczajenia, właściwie nie wiadomo, dlaczego. Nie obfitują w częste spotkania czy telefony, najpewniej nie ma ich, gdy tego najbardziej potrzebujemy. A gdy się wreszcie pojawiają, chorujemy, czując stres i niesmak jeszcze przez kilka godzin lub dni.

Trwają więc najpewniej w imię powiedzenia, które gdzieś kiedyś się do nas mocno przykleiło, że nie należy palić za sobą mostów. Dlatego my uparcie podejmujemy samodzielne próby jego reperacji, kosztem własnej energii, rujnujących nas emocji, mimo że  most, dawno już nic nie łączy – a może tak naprawdę nigdy nic nie łączył…

Czy na pewno przekonanie o nie paleniu mostów jest w tym wypadku słuszne? Czy relacja powodująca niesmak i stratę energii jest nam potrzebna? Może warto zadać sobie w końcu te pytania, zamiast ucinać dyskusję z samym sobą zasłyszanym i niesprawdzającym się w tym przypadku powiedzeniem?

KIEDY  MOST DZIAŁA?

Dobra relacja, w którą warto inwestować to relacja oparta na wzajemności, wspierająca obie strony wymianą pozytywnej energii. Jak doprecyzować to ogólne pojęcie energii? To tak naprawdę już nasza indywidualna sprawa. Czy będzie to dodawanie sobie otuchy, czy poczucie wzajemnego zrozumienia, czy wspólna zabawa, nauka czy jakieś przyjemne działanie – to w sumie nieistotne. Ważne, żeby obie strony były szczerze zadowolone ze spotkań i rozmów, zw wspólnie spędzanego czasu.

Nie przypadkiem podkreślam tę wzajemność, bo zdrowa relacja według mnie powinna być mniej więcej równoległa, czyli niepodporządkowująca sobie żadnej ze stron. Oczywiście mamy różne osobowości, temperamenty i wrodzone lub wyuczone predyspozycje, dlatego nie chodzi o przelicznik czyniony z linijką czy kalkulatorem w ręku. Chodzi o stały przepływ energii i obopólne przeświadczenie, że nawet kiedy jedna ze stron w jakimś momencie więcej bierze, to chętnie odda w innym. Nie chodzi więc o buchalterię i zapisy, kto, kiedy i ile razy zadzwonił, kto i kiedy zapłacił za kino lub kawę oraz kto i kiedy kogo przytulił i otarł łzy.  Dobra relacja to taka, kiedy nie mamy wątpliwości, że jesteśmy obdarzani szacunkiem, zaufaniem, uwagą i sympatią, dlatego nie musimy się dopraszać o swoje prawa, głos i empatię.

REFLEKSJA NA KONIEC

Zachęcam zatem gorąco do odwagi, żeby przyjrzeć się swoim relacjom i sprawdzić czy są jeszcze żywe i dla nas ważne i dobre. Bo jeśli nie, to może warto je wreszcie zrewidować? Może warto sprawdzić, czy jeszcze są do odratowania i czy na pewno chcemy wydatkować na nie swoją energię. Przyjrzyjmy się też relacjom pełnym soków, ale raczej zatrutych, czyli takim, które ewidentnie ciągną nas w dół. Tu sprawa wydaje się być oczywista – odetnijmy je czym prędzej, bo trutka nigdy nie doda nam sił ani nie odżywi. Nie poświęcajmy kolejnych miesięcy lub lat na to, aby łudzić się, że coś (a właściwie ktoś) się zmieni. Miejmy odwagę spojrzeć prawdzie w oczy i wyciągnąć z niej wnioski, które nas w rezultacie wzmocnią. Zaniedbany, niekonserwowany przez miesiące czy lata most nie musi ulec spaleniu, żeby się zawalił. On i tak nie nadaje się już do łączenia, bo prawdopodobnie już od dawna przęsła są jedynie sztuczną, konwencjonalną atrapą. Poza tym lata zaniedbań też zrobiły swoje, więc jeśli nie ma obustronnej woli renowacji, pozwólmy się mu naturalnie rozpaść.  Aby móc w tym miejscu wybudować nowy most, z trwałego i dobrego budulca, wspólnie dostarczanego przez nowego w naszym życiu człowieka.  🙂

Ilustracja: Hubert Robert